naglowek

naglowek

niedziela, 16 czerwca 2013

Wielki "powrót"!

Cześć kochani!
Wiem, że baaardzo długo nie pisałam, ale w piątek byłam zbyt zmęczona, w sobotę miałam urwanie głowy, ale nareszcie dzisiaj mam troszkę czasu, choć też nie za dużo, ponieważ muszę zrobić projekt! Na szczęście dzięki wymianie szkół jutro jedziemy na starówkę przygotować trasę podchodów dla szkoły z Czech i będziemy tylko na dwóch ostatnich lekcjach. (YEAH!) Streszczę cztery dni najlepszej zielonej szkoły, na której kiedykolwiek byłam!
Na początek muszę wam tylko wytłumaczyć, abyście wiedzieli o co chodzi. Pojechałam na zieloną szkołę z Tanią trójką chłopaków z podstawówki: At. Ad. O. i dwójką z gimnazjum M. i A. Nie podaję pełnych imion, ponieważ nie mam zgody. Nasza szkoła jest bardzo mała i od czwartej klasy do ostatniej klasy liceum chodzi jedynie 8 osób, więc atmosfera w szkole jest "rodzinna" i dla nas to nie dziwne, że szóstoklasistka normalnie rozmawia z 2/3 gimnazjalistą.

1 dzień: Jak przyjechaliśmy spacerowaliśmy sobie poznając na prawdę duży ośrodek. Później poszliśmy nad jezioro. Po jeziorze wróciliśmy do pokoi aby się rozpakować, a później od razu na ognisko, które było tuż przy jeziorze. O dziwo, ośrodek "zrobił" na prawdę dużą plażę z piasku. Graliśmy na niej w zbijako-berkowe rugby :) Było bardzo fajnie.

2 dzień: W tym dniu jeździliśmy po caaałych Borach Tucholskich. Poszliśmy do domku do góry nogami i powiem wam jedno, teraz już idealnie rozumiem dlaczego wszyscy moi znajomi, którzy tam byli mówią, że czuli się jak pijani. W tym "niepozornym" domku mózg ci tak wariuje, że nawet nie mam porównania. Wszyscy mówili, że im niedobrze, chociaż mi (*wielkie zdziwienie* ponieważ ja mam zwykle chorobę lokomocyjną, morską itd.) nic nie było, tylko kręciło się w głowie. Po domku na przepyszne lody, a później na najlepszy park linowy, na  którym byłam! Na prawdę boski! Z tego dnia mam dwie pamiątki. Wszystko było zakończone booskimi podchodami. Część chłopaków marudziła, że im się nie chce, więc wróciła, to wtedy zrobiliśmy przegrupowanie i było świetnie. Aby przestraszyć, tych, którzy robili nam trasę ze wskazówkami poszliśmy całkowicie inną drogą. Wtedy ci, się przestraszyli, że się zgubiliśmy i zaczęli dzwonić na (dzięki Bogu!) wyciszony telefon kolegi. Skończyło się na nieudanym przestraszeniu, masie śmiechu i telefonem pod czapką nauczyciela od WF-u w środku lasu.



3 dzień: Ten dzień, przepraszam - pierwsza część tego dnia była najnudniejsza ze wszystkich. Głównie oglądaliśmy sobie roślinki udając, że słuchamy monotonnego głosu przewodnika. Jedyną ciekawą rzeczą z tej części dnia było jedyne muzeum - indiańskiej kultury. Wieczorem mieliśmy mieć dyskotekę. W ten dzień przyjechali inni uczniowie, prawie wszystko gimbaza, ale mili byli :) Tylko śmiać mi się chciało, że przyszli na dyskotekę i wyszli. Później mój znajomy/kolega gimnazjalista DJ-ował na swoim tablecie (tak, wziął tableta jak i laptopa na zieloną szkołę z dodatkowym dyskiem twardym, który miał 150 filmów). Tej nocy siedzieliśmy do 2 na tarasie przy pokoju właśnie tego kolegi i drugiego kolegi (też gimnazjum) i rozmawialiśmy z nauczycielami, którzy sobie nic nie robili z tego, że nie spaliśmy. Później ze starszymi chłopakami straszyliśmy młodszych. Jeden tak pisnął, że przed zamknięte okna było słychać! Musiałyśmy się chować (ja i Tania) przed "młodszymi", aby nas nie nakryli, że pani kazała im spać, a nam pozwoliła zostać. Pominę wiele szczegółów bo jednym słowem było KREJZI :)




Latarka w nocy :)

4 dzień: pakowanie, ostatnie pływanie w jeziorze. Wepchnęłam 3 gimnazjalistę, który zwalił wszystko na swojego młodszego brata mimo, że wszyscy mówili, że to nie on. Było bardzo fajnie. W busie wszyscy przygaśliśmy, ale było ok. A tutaj na sam koniec macie mnie z pierwszego dnia (dzięki za zdjęcia Tania!)




Więc to jest mój cały pobyt na zielonej szkole w Borach Tucholskich! Było na prawdę wspaniale! Aż tak fajnie, że aż to piątku późnego wieczoru miałam chandrę, że to wszystko tak szybko przeminęło, ale:
Nie smuć się, że coś się skończyło. Ciesz się, że w ogóle było!!!

Teraz sobie siedzę i jem przepyszny sernik na zimno mojej kochanej mamy popijając moją ulubioną miętowo-zieloną herbatą. Dopiero jak piszę tego posta zorientowałam się jak bardzo brakowało mi blogowania przez te dni! Oczywiście publikowałam komentarze, sprawdzałam bloga z telefonu, ale to nie to samo, jak siedzisz przed laptopem i tworzysz posty :) Możliwe, że w następnym poście dodam DIY, ale uprzedzam - jest banalny!


4 komentarze:

  1. Hejka! Mam prośbę... klikniesz w baner 'sheinside' na moim blogu? To bardzo ważne! Z góry dziękuję :)
    Pozdrawiam, Eniia :*
    //eniia-blog.blogspot.com//

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć.Bardzo lubię twojego bloga : )))
    Jestem początkującą blogerką i byłabym Ci bardzo wdzięczna jakbyś odwiedziła mojego bloga:)
    Pozdrawiam Jula.

    http://juliette-life-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Apetycznie wygląda ten lód . ;p
    Pozdrawiam i zapraszam do nas ~chocolate
    http://cherry-blue-chocolate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award!!!
    Więcej informacji tutaj: http://love---laugh---live.blogspot.com/2013/06/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń

♥Jeden komentarz = jeden uśmiech.♥
♥Komentarz u mnie = komentarz u ciebie.♥
♥Jeśli spodoba mi się twój blog- zaobserwuję.♥
♥Nie odpisuję na spamy, ponieważ nie sa one komentarzami.♥